sobota, 25 stycznia 2014

4. Byłem przekonany że chłopak nie żyje

(przed przeczytaniem zapoznaj się z bohaterami -są nowi)

*Shariki's POV*
Po kilku godzinach bezustannego wiosłowania strasznie zmorzył mnie sen. Oczy same mi się zamykały. Widocznie nie wyspałem się dobrze. Dawałem z siebie wszystko. Ostatnie siły wkładałem w wiosłowanie, ale to nic nie dawało. Wciąż byłem strasznie zmęczony. Stwierdziłem że ocean był bardzo spokojny, a fale nie były zbyt duże. Na dodatek stałem się okropnie leniwy. Nie bawiłem się więc w żadne kotwice i po prostu położyłem się i zasnąłem. Niestety byłem bardziej zmęczony niż myślałem. Gdy się obudziłem była już noc, a na dodatek mój statek kołysał się jak oszalały. Moment, w którym dostrzegłem że na moim niewielkim pokładzie znajdowała się woda był koszmarny. Nie dość, że jedynym światłem był tylko niewielki księżyc i na prawdę niewiele było widać to jeszcze powoli się topiłem! W panice zacząłem rękami wylewać wodę, ale to nie miało żadnego celu. Wciąż jakaś fala ponownie mnie podmywała. Moje myślenie nie było już takie jak kiedyś. Ręce strasznie mi się trzęsły, nie tylko z zimna, ale także ze strachu. Jedyne co mądre wpadło mi wówczas do głowy to założenie na siebie ciepłej skóry, którą zabrałem ze sobą. Właściwie to wtedy gotowy byłem już nawet na śmierć, bo tylko prawdziwy cud mógł mnie uratować. Siedziałem skulony oparty o burtę i nawet nie próbowałem już walczyć z żywiołem. W pewnym momencie ogromna fala zalała całkowicie mój statek. W jednej chwili znalazłem się poza burtą, lecz wykorzystując swoje umiejętności pływackie wdrapałem się na obrócona do góry dnem łódkę. Gdy próbowałem jakoś stabilnie się na niej usadowić wraz z kolejną - nieco mniejszą od poprzedniej falą przemieściło się moje wiosło i z wielką siłą trafiło w moją głowę. Poczułem okropny ból i po chwili leżałem nieprzytomny dryfując jednocześnie po niebezpiecznym oceanie. Nie miałem praktycznie żadnych szans na przeżycie.

*Jamie's POV*
Na oceanie znajdowała się wówczas granica do której statki mogły pływać (wyłącznie w celach turystycznych, jako atrakcja) - dalej istniała tzw. strefa zagrożenia, która - jak mówiły legendy - oznaczała dla żeglarza śmierć poprzez pożarcie przez morskiego potwora. Ja i Howard zostaliśmy poinformowani o sztormie i wyruszyliśmy helikopterem na poszukiwania potrzebujących żeglarzy. Niestety po drodze widywaliśmy tylko pływające po wodzie rozbite części statków i żaglówek. Gdy dotarliśmy do "granicy' zauważyliśmy że dalej woda wydaje się jakby robić coraz spokojniejsza. Stwierdziliśmy więc że być może ktoś zdecydował się tam w ostateczności schronić. Z lekkim dreszczykiem ruszyliśmy w tę "złą stronę". Lecieliśmy dość długo, ale wciąż mówiliśmy Nie ma sensu wracać. Jeśli do tej pory nic nas nie zjadło - nic już nie zje. Może uratujemy komuś życie. Gdy mieliśmy już na prawdę mało nadziei dostrzegłem chłopaka leżącego na odwróconej do góry dnem zielonej łódce. Zniżyliśmy się odrobinę i Howard wysunął drabinę. Wziął ze sobą linę i ruszył.

*Howard's POV*
Schodząc w dół byłem przekonany że chłopak nie żyje. Jednak gdy znalazłem się już obok niego - wyczułem puls. Zahaczyłem go za linę i chwyciłem w taki sposób żeby nie osunął się podczas gdy będę wchodził po drabinie. Z ogromnym wysiłkiem wciągnąłem go na pokład helikoptera. Chłopak nie oddychał - musiał stracić oddech niedawno. Gdyby dłużej tak leżał mógłby już nie żyć. Nie zastanawiając się dłużej użyłem defibrylatora, który za drugim podejściem przywrócił mu oddech. Był jednak wciąż nieprzytomny. Postanowiliśmy już zawrócić i nie lecieć dalej - każda chwila była dla niego ogromnie ważna. Położyłem go na niewielkim łóżku i to było wszystko co mogłem dla niego zrobić. Nie mieliśmy w samolocie profesjonalnego sprzętu. Zauważyłem u chłopaka duże obrażenia głowy. Co chwilę tracił oddech i ponownie go odzyskiwał. Liczyłem się z tym, że mógł umrzeć. Zdążyliśmy jednak dotrzeć do szpitala zanim jego serce się zatrzymało. Daliśmy go pod opiekę fachowców. Jego stan był fatalny. Od tej pory chłopak znajdował się w jednym z szpitali na wschodnim wybrzeżu Anglii pod opieką doktora Derek'a


________________

Mam nadzieję że wam się podoba. Starałam się napisać ten rozdział odrobinkę dłuższy od poprzednich i przyznam że dłuższego chyba bym już nie potrafiła!
Dziękuję że jest was tak wiele i że tyle osób tak chwali mój pomysł na fabułę. Dziękuję z całego serca - to pobudza mnie do działania :)
ilysm, @biebiscanadian

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

4 komentarze:

  1. Wspaniały...wciąż ciekawi mnie jak poznają się główni bohaterowie tego ff :)

    http://second-vistage-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bądź cierpliwa!!!!!!!! już wkrótce się przekonasz xx dzięki że w ogóle czytasz ;p

      Usuń
  2. strasznie interesujące opowiadanie ,ale już chce to część gdy się poznają ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) ale jeszcze trochę czasu do tego momentu!!!

      Usuń